środa, 14 stycznia 2015

Post o impregnowaniu paznokci- manicure japoński :-)

Kraj kwitnącej wiśni kojarzy się większości z gejszami, roninami, sake i sushi :-P (dla każdego coś miłego). Dziś będzie okazja do poznania kolejnego skojarzenia. Mianowicie manicure japońskiego. Zabieg, mimo że laikowi mówi niewiele, przywędrował właśnie z Japonii i liczy sobie już ponad 400 lat (sędziwy staruszek :-D). Jak przystało na jego pielęgnacyjno- upiększający charakter, twórcami są kobiety (coś dla feministek :-P). Kto jak kto, ale płeć „piękna”, od zarania dziejów dokładała wszelkich starań, by „poprawiać” i udoskonalać naturę :-P.
Często można spotkać się z wymiennym określeniem manicure japońskiego na „P. Shine”, odnoszącego się do nazwy firmy kosmetycznej (rzecz jasna wywodzącej się z kraju gejsz), która rozpowszechniła ten sposób pielęgnacji paznokci.
W "normalnych" warunkach osoba wykonująca powinna mieć rękawiczki jednorazowe, ale to taka pokazówka :-P

Zabieg polega na wcieraniu dedykowanych preparatów bogatych w witaminy A+E, wosk pszczeli oraz krzemionkę pochodzącą z morza japońskiego. Efekt jest więc łatwy do przewidzenia- głębokie odżywienie i regeneracja paznokci :-). Prócz powyższych płytka nabiera pięknego połysku i delikatnie różowego, „zdrowego” zabarwienia.
Jak nietrudno wywnioskować z powyższego opisu, nie jest to zwykła polerka paznokci. Równie łatwo odgadnąć adresatów manicure japońskiego. Jest szczególnie wskazany dla osób o słabej, kruchej, łamliwej i rozdwajającej się płytce, „zmęczonej” długotrwałym noszeniem tipsów, czy żelowych paznokci (akrylowych też :-P). Zabieg idealnie sprawdzi się także u leniuchów, którzy chcą mieć wypielęgnowane, zadbane pazurki w naturalnym kolorze, bez konieczności stosowania odżywek w lakierze. Ma on także fanów wśród osób, których charakter pracy nie pozwala na malowanie paznokci (np. sektor medyczny, laboranci, itp.). Manicure japoński cieszy się zainteresowaniem zarówno u kobiet, jak i mężczyzn. W dobie metroseksualności panowie przestali się wstydzić wypielęgnowanych rąk (pamiętam, jak jeszcze kilka lat wstecz męska część klientów przychodziła do gabinetu pod osłoną nocy lub wcześnie rano, by pozostać niezauważonym. Konieczne było zamawianie odżywki w lakierze, o matowym wykończeniu, ale czasy, moda i upodobania, mają to do siebie, że się zmieniają :-) ). Ręce dotychczasowo uznawane za „męskie” (czytaj: niewypielęgnowane, o niedbałych i kanciastych paznokciach, obcinanych w pośpiechu, za krótko, tuż przy łożysku, skórki z „zadziorami” i nierzadko łuszczącym się naskórkiem od płynów do mycia silników, bądź z zapachem terpentyny w tle (bo który z panów nie lubi „pogrzebać” przy aucie)) odchodzą do lamusa. W końcu ręce są naszą wizytówką i nierzadko pośrednim narzędziem pracy.
Wracając jednak do tematu, by manicure japoński był naprawdę skuteczny i przywrócił paznokcie do „ładu i składu”, zalecana jest seria zabiegów (między 2 a 4) w odstępach 2-3 tygodniowych („stety”, bądź i nie, wszystkie zabiegi pielęgnacyjne wymagają powtarzalności do osiągnięcia pożądanego efektu). 
Teraz co nieco z przeprowadzenia samego zabiegu. Skoncentrujemy się na najważniejszych etapach, bo to nie poradnik w stylu manicure krok po kroku :-P. Po odsunięciu „skórek” (post z nimi w roli głównej >>tutaj<<) patyczkiem, zabieramy się do właściwej pracy :-D. Początkowo minimalnie się płytkę matowi (brzmi dziwnie, skoro mamy paznokcie wzmacniać, a tu nagle się je piłuje. Nic z tych rzeczy, gdyż używa się do tego celu bardzo delikatnego pilniczka, który ma za zadanie usunięcie związków lipidowych pokrywających płytkę. Matowienie zwiększa zdolność wnikania związków aktywnych aplikowanych później. Manicure japoński to jak stosowanie impregnatu, które zawsze poprzedzone jest oczyszczaniem powierzchni :-P). Istotą jest nałożenie pasty (bogatej w związki wymienione na początku posta) i wcieranie jej dedykowaną polerką ze skóry jelenia (tak tak, to nie dla obrońców zwierząt). Etap ten jest bardzo indywidualny i zależy od stanu paznokci przed zabiegiem (czasami trzeba go kilkukrotnie powtórzyć). Po uzyskaniu pożądanego połysku, aplikuje się kolejny kosmetyk w postaci pudru. Ma on za zadanie utrwalenie i wzmocnienie efektu wcześniej uzyskanego pastą. Po aplikacji pudru znów stosuje się polerkę (nie tą samą, puder ma swoją własną, ale też „rogatą” :-P). TADA i w taki oto sposób mamy piękne, błyszczące niczym tafla lustra i odżywione paznokcie.
Żeby jednak nie było tak „różowo” należy wspomnieć również o pewnych obostrzeniach i przeciwwskazaniach do zabiegu. Nie powinno się wykonywać manicure japońskiego świeżo po zdjęciu tipsów, paznokci żelowych czy akrylowych. To samo tyczy się osób z bardzo zniszczoną płytką. Wszystkie powyższe sprowadzają się do faktu zbyt mocno ścieńczałych paznokci, a co za tym idzie zwiększa się ryzyko przegrzania łożyska przy wcieraniu pasty (w końcu przez pocieranie, dodajmy dość intensywne w tym przypadku, wytwarza się ciepło), co daje więcej szkody niż pożytku. Warto więc odczekać około 2-3 tygodni. Jak najbardziej wskazana jest podczas tej przerwy suplementacja dedykowanymi mikro i makroelementami, odżywki w lakierach oraz olejowanie paznokci. W przypadku pacjentów leczonych onkologicznie, również należy zachować ostrożność (jak ze wszystkim zabiegami) i uzyskać zgodę lekarza prowadzącego. Nie zaleca się także malowania paznokci w czasie trwania serii zabiegów manicure japońskiego, gdyż niektóre składniki lakierów mają tendencję do wysuszania płytki (dodam jeszcze, że powierzchnia natłuszczona, gładka i śliska, nie jest trwałą bazą dla lakieru, który po prostu w krótkim czasie po aplikacji zacznie odpryskiwać, więc szkoda wysiłku).
Powyższy artykuł skupia się na manicure japońskim oferowanym przez P. Shine (ze względu na największą jego popularność wśród klientek i klientów gabinetów kosmetycznych). Jednak na rynku obecnych jest wiele firm oferujących pasty, pudry i polerki (niekoniecznie wykonane z naturalnej skóry, ale nie mniej skuteczne) oraz alternatywę dla oryginału (np. w zabiegu regenerującym LCN stosuje się krem z kwasami owocowymi, który matowi paznokieć i odtłuszcza go. Następnie aplikowany olejek dedykowany do płytki paznokciowej, wciera się specjalną polerką. Daje to efekt porównywalny do manicure japońskiego, zarówno pod kątem odżywienia jak i połysku paznokci).
Suma summarum chodzi o to, by poprawić stan zniszczonych i słabych paznokci, by odzyskały dawny blask i kondycję. Jest tak szeroki wybór usług oferowanych przez gabinety kosmetyczne (w zróżnicowanych cenach) oraz zestawy domowe dla „Zosi Samosi”, że każdy znajdzie coś dla siebie. Cel uświęca środki i w tym przypadku, wszystkie chwyty dozwolone. 
Nie chowajcie więc rąk do kieszeni, tylko zadbajcie o nie i z dumą gestykulujcie :-).




Źródła:
Doświadczenia własne
www.p-shine.home.pl
lcnpolska.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz