poniedziałek, 9 marca 2015

Mydło w płynie, mydło w kostce... Ile jest mydła w mydle?

W czasach gdy półki sklepowe uginają się jest pod ciężarem produktów myjąco- kąpielowych o szalonych kolorach, zapachach z całego świata i formach (pianki, kostki, kremy, żele, itp.), nie trudno się zgubić. O to też chodzi producentom, którzy jak tonący, chwytają się wszystkiego, co skieruje wzrok i uwagę na ich kosmetyk. Jeszcze nie tak dawno temu (w pierwszej połowie XX wieku, choć początki produkcji mydła tak naprawdę sięgają czasów Fenicjan, ale pominiemy lekcję historii) ludzie wyrabiali mydełka (w kostce) w zaciszu domowego ogniska z łoju zwierząt i popiołu (z niego po zmieszaniu z wodą uzyskiwano ług, który reagował z użytymi tłuszczami). W czasach obecnych, mało kto ma ochotę na zabawę w detalicznego producenta. Jako „wysoce” rozwinięta cywilizacja, jesteśmy nastawieni na robienie kariery, życie w biegu, wygodę i półprodukty. Idziemy do sklepu, chwytamy myjące mazidło i po problemie. Po co sobie życie utrudniać przecież :-P. Od ładnych kilku lat, mydlana kostka została całkowicie zdetronizowana. Obecnie niepodzielnie rządzą tzw. „mydła” w płynie. Są w wygodnych dozownikach, ładnie się pienią, przyjemnie pachną i są swoistą ozdobą łazienki.
Zacznijmy od samego pojęcia mydła :-).
Z założenia jest ono niczym innym jak solami metali i wyższych kwasów tłuszczowych (brzmi groźnie, ale skrótowo chodzi o połączenie zasady sodowej, potasowej, bądź magnezowej z tłuszczami roślinnymi (zwierzęcymi też) i wodą. Efektem takiego połączenia jest reakcja zmydlania, a jej produktem końcowym mydło :-D). Każdy chyba wie do czego służy :-). Ujmę to jednak trochę bardziej naukowo. Mydło stosuje się w celu zwilżenia warstwy rogowej (zmniejszenia jej napięcia powierzchniowego), emulgowania brudu zalegającego na skórze oraz zmniejszenia liczby drobnoustrojów obcych (w tym chorobotwórczych, skutkiem ubocznym jest przerzedzenie szeregów fizjologicznej flory bakteryjnej).
Jak wspomniałam, w sklepach jesteśmy zasypywani „mydłem” w różnych postaciach, począwszy od żeli pod prysznic, przez kostki myjące, po produkty 2w1. Dla każdego coś miłego. Jednak jak się przyjrzymy składom, okazuje się że nasze drogeryjne mazidła nie mają z nic wspólnego, bądź bardzo niewiele z prawdziwym mydłem (jest kilka wyjątków, np. bardzo mile zaskoczyła mnie Alterra z Rossmann'a, ale już wiązankę barwników i Tetrasodium Etidronate mogliby sobie darować)... W INCI większości na próżno szukać można śladów po produktach procesu zmydlania... Jest za to długa lista związków syntetycznych, nie zawsze obojętnych dla skóry... Wynika to zapewne z faktu, iż naturalne mydło nie nie ma tak atrakcyjnej piany (chciałabym dodać, że jest ona tylko efektem wizualnym, ale osobiście znam wiele osób, które uważają, że jeżeli produkt myjący się nie pieni, to znaczy, że nie myje, a tym samym nie działa), nie jest idealnym nośnikiem dla zapachu, ciężko w nim zawiesić równomiernie drobinki peelingujące i tym podobne atrakcyjne ulepszacze...
Rzućmy okiem na produkty drogeryjne :-).
Zaczynamy od kostek, które kształtem nawiązują do tradycyjnych mydeł i z takimi maja się konsumentowi kojarzyć. Jednak już w procesie produkcji przemysłowej, okrada się je z gliceryny (naturalny produkt uboczny), usuwając ją i sprzedając osobno jako cenny surowiec :-). Kolejna kwestia jest taka, że kostka myjąca najczęściej prawdziwego mydła ma między 0-40%, całą resztę stanowią syndety, czyli syntetyczne substancje poprawiające właściwości pianotwórczo- myjąco- zapachowo- wizualne.
Kolejne pod lupę idą żele pod prysznic i wszystkie płynne mazidła :-). Te cuda albo wcale nie zawierają mydła, albo w tak znikomych ilościach, że w składzie zajmują jedne z ostatnich miejsc na liście INCI. Zdarzają się wyjątki, choć i w nich nie obejdzie się bez poprawiaczy i wzmacniaczy właściwości... Składy mają niezmiernie długie, ale ciężko znaleźć w nich coś wartościowego...
Tak naprawdę zarówno kostki, jak i płynne produkty myjące mają zbliżone składniki. Ważne miejsce zajmują w ich recepturze substancje poprawiające zdolności pianotwórcze oraz właściwości samej już piany (jak jej kremowość, gęstość, trwałość). Do grupy tej zaliczyć należy np. Sodium Isethionate, Polyquaternium-7, Cocamide Mea. Z założenia środek myjący służy do mycia, skoro nie ma w nim stricte mydlanych detergentów, musi pojawić się gromadka związków umożliwiających tę funkcję, m.in. Sodium Lauryl Sulfate (sławny SLS, obecnie trwa na niego nagonka, więc stosuje się zamienniki o tych samych właściwościach i działaniu, ale innej nazwie :-P, czyli z deszczu pod rynnę), Sodium Laureth Sulfate (SLES), Sodium C12-13 Pareth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Cocamide Mea, Poloxamer 124, itp. Związki myjące są jednocześnie bardzo odtłuszczającymi substancjami. „Mydło” okradzione z gliceryny powoduje nadmierne wysuszanie i uczucie ściągania naskórka (niektórzy dodają niewielkie jej ilości do receptury, żeby widniała w składzie). Dlatego też część producentów dorzuca na deser do INCI porcję silikonów, silanoli i substancji renatłuszczających, bądź dodatek w postaci kremu (tak robi np. Dove), by zatuszować działanie wysuszające użytych detergentów. Do tej grupy zaliczamy, np. Styrene/Acrylates Copolymer, Polyquaternium-7, Glycol Distearate. Receptura nie byłaby pełna bez konserwantów :-), bo przecież kosmetyk musi mieć długą datę ważności i nie tracić swych właściwości w trakcie użytkowania. Królują wśród nich Methylisothiazolinone, Sodium Salicylate, Sodium Benzoate, Parabeny, pochodne formaldehydu, bądź związki uwalniające formalinę i wiele innych. Żeby tablica Mendelejewa była pełna, dokładamy jeszcze porcyjkę substancji pogłębiających działanie pozostałych składników receptury (najbardziej znany jest w tej grupie glikol propylenowy- mimo, że jest promotorem przejścia przeznaskórkowego, często podrażnia skórę)... Dla konsumentów ważny jest kolor i zapach, o czym producenci nie omieszkali zapomnieć :-). Kompozycje oznaczane są jako Fragrance/Parfum i mogą mieć nie skończoną ilość kombinacji związków zapachowych (rzecz jasna syntetycznych, gdyż są trwalsze niż olejki eteryczne- teoretycznie jedne i drugie mogą alergizować, ale olejki zapachowe nie wywołują działania terapeutycznego na skórę). Obecne barwniki również nie są naturalne, gdyż muszą być stabilne i dawać intensywną paletę barw :-) (nie wiem jednak dlaczego najczęściej w składzie spotykam te, o wątpliwym bezpieczeństwie, dla pocieszenia dodam, że równie kiepskie mieszanki stosuje się do barwienia żywności...). Czasami recepturę wzbogaca się o ekstrakty roślinne (w śladowych ilościach), żeby sprawić wrażenie bardziej naturalnej, zdrowej i przyjaznej dla skóry. Swego czasu panowała także moda na używanie kosmetyków dla dzieci, które przy bliższym zapoznaniu ze składem INCI, nie różnią się zbyt wiele od produktów dla „dorosłych”.
Podsumowując skład kostek i płynów myjących. Zawierają od groma związków, których stosowanie jest obostrzone wytyczonym przedziałem stężeń (ze względu na ich szkodliwość, ryzyko wprowadzenia zmian w układzie hormonalnym, czy nawet pośredni wpływ na rozwój różnych chorób), alergenów, odtłuszczaczy wysuszających skórę, podrażniaczy, syntetycznych renatłuszczaczy, które zacierają ślady po przesuszonym naskórku...
Teraz pokrótce o mydłach tradycyjnych, bo nie chcę, by post był jak „never ending story” :-). Mogą mieć postać kostki (bądź każdego innego kształtu- tu ograniczeniem jest wyobraźnia). W składzie mydła są detergenty myjące powstałe w procesie zmydlania. Dobrze spełniają swoją funkcję, jednocześnie nie odtłuszczając nadmiernie naskórka. Niestety, jak już wspomniałam, nie pienią się tak szalenie, jak syndety :-P. Atutem mydeł naturalnych jest zawartość witamin (pochodzących z użytych olejów). Najczęściej „kostka” zawiera od 5% do 10% niezmydlonego tłuszczu (czyli takiego, który nie przereaguje z użytym wodorotlenkiem i zostanie w pierwotnej postaci), czyli mieszanki naturalnych kwasów tłuszczowych, które wbudowują się w warstwę rogową naskórka poprawiając jej kondycję- są emolientami. Dodatkowym i ważnym składnikiem mydeł naturalnych jest gliceryna (której nie usuwa się z receptury), wpływająca na zwiększenie nawilżenia skóry. Skład często wzbogaca się o naturalne barwniki i zapachy (aromaterapia i wpływ na skórę olejków eterycznych są znane nie od dziś). Ich obecność stanowi jedynie dodatek, nie konieczność. Dla przeciwników kostek, są mydełka w płynie, równie naturalne :-).
Mydło wyrabiane tradycyjną metodą nie musi mieć nudnego i "oklepanego" kształtu kostki :-P (zdjęcie autorskie)

Wiem, że gdzieś w tym wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek i nie dać się zwariować, ale marketingowe błędne koło ma na celu „wmuszenie” nam tony kosmetyków, tzw. „niezbędników pielęgnacji”. Najpierw żel pod prysznic, bądź kostka myjąca, która w efekcie wysusza skórę na wiór, następnie aplikacja „nawilżającego” balsamu/kremu/masła (gdzie związków przyjaznych i skutecznych jak „kot napłakał”) dedykowanego producenta, który nie może być zbyt wydajny i skuteczny w swym działaniu, bo firmie spadną obroty. Do tego wszystkiego oczywiście dochodzi peeling, bo trzeba ścieńczać warstwę rogową, by pozbyć się suchych łusek i przywrócić skórze gładkość, (którą w większości miałaby bez problemu, gdyby nie wszechstronne jej przesuszanie). Jestem za peelingami, ale zalecenia producentów do zdecydowanie zbyt częstego ich wykonywania (sprawdzają się in plus u garstki osób) powodują nadmierne ścieńczenie warstwy ochronnej naskórka, a w efekcie zwiększony TEWL. Wszystko jest dobrze obliczone oraz zaplanowane w swym działaniu i nastawione na zysk. Jako kosmetolog mogę powiedzieć, że skóra właściwie traktowana i pielęgnowana odpowiednimi środkami (!!!drogi wcale nie znaczy dobry!!!) nie potrzebuje walizki kosmetyków, by być w dobrej kondycji.
Mnie do zmiany syntetycznych detergentów myjących na mydła tradycyjne zmusiła moja skóra, zmęczona dotychczasową pielęgnacją. I chwała jej za to :-), bo od długiego już czasu mam święty spokój (skończyły się alergie, podrażnienia, uczucie ściągnięcia, itp.).
Warto zadbać więc o skórę nie tylko od święta, ale na co dzień, zaczynając od dobrze dobranego środka myjącego :-). 
Jaki morał z bajki? Czytajmy składy produktów, by nie wyjść na tym jak „Zabłocki na MYDLE”




Źródła:

Doświadczenia własne
Składy produktów pozyskane z INCI „mydeł” drogeryjnych
Marzec A., Chemia kosmetyków, Wyd. Dom Organizatora, Toruń 2005.
Martini M.C., Kosmetologia i farmakologia skóry Redakcja naukowa wydania polskiego Waldemar Placek, Wydawnictwo Lekarskie PZWL, Warszawa 2008.
Zoe Diana Draelos, Kosmeceutyki, Urban& Partner, Wrocław 2011.
Glinka R., Receptura Kosmetyczna, Oficyna wydawnicza MA, Łódź 2008.